4. października 2013r.
Piątek
- Gdzie jesteś?!- wysyczał przez zęby uderzając w brudny mur. Spoglądał ukradkiem na pobrudzoną jego krwią glebę, było jej tak dużo. Ta wielka kałuża rozlewała się na podłożu oznaczając zaciętą walkę, albo nawet śmierć. Miał ochotę krzyczeć ze złości. Skoro wrócił dlaczego wciąż się ukrywa? Zsunął się po ścianie, nie zważając na brudną ziemię. Chwycił mocno swoje włosy omal ich nie wyrywając.
- Dlaczego, dlaczego to robisz?
Wyszeptał oplatając kolana ramionami i przyciągając nogi do siebie. Nagle usłyszał ciche kroki kilku osób, które zbliżały się w jego stronę.
- No proszę proszę, a jednak żyjesz. – Nie znosił tego głosu. Powoli podniósł wzrok patrząc na przybysza, to był ten sam chłopak, który o mało nie wpędził go do grobu. Jednak nic nie odpowiadając wstał chcąc ruszyć w swoją stronę. Napastnicy złapali go za ramiona przygwożdżając do ściany, przez co nie mógł się ruszyć.
- Czego chcesz? - Zapytał spokojnym głosem, lecz w jego oczach palił się gniew.
- Zapłaty, czyżbyś zapomniał? - Zapytał rozbawiony podchodząc do różowowłosego.
- Powiedziałem, że nie zapłacę. Jestem wkurzony, spadaj stąd bo cię zabiję.
- O jaki groźny! - Wydał z siebie udawany strach po czym uderzył Dragneela pięścią w policzek, sprawiając że jego głowa odwróciła się w bok, a przydługa grzywka przysłoniła oczy. – Ale wiesz co, to ja cię zabiję, bo mam taką ochotę, w sumie i tak nikt nie będzie za tobą tęsknił.
A właśnie, że będzie Lucy, Hana... Igneel. Miał kogoś dla siebie ważnego dlatego nie pozwoli na to, by po raz kolejny skończyć w takim stanie, tym razem może nie mieć tyle szczęścia by przeżyć. Zaczął chichotać, co przerodziło się w głośniejszy śmiech, psychopatyczny, straszny.
- Zabijesz mnie? - Znów się zaśmiał podnosząc delikatnie wzrok. – Nie rozśmieszaj mnie! Jesteś tchórzem! - Wciąż był rozbawiony, sam nie wiedział czym.
- Zamknij się. – Wysyczał przez zęby kopiąc w klatkę piersiową Salamadra, myśląc że ten czyn zmyje z jego ust złośliwy uśmieszek jednak nic z tego.
- No dalej próbuj. – Wyszeptał patrząc jak chłopak podchodzi do niego z prętem w ręce. Te wszystkie ciosy bolały, ale po pewnym czasie ból stawał się przyjemny.
•
Prawie wszyscy napastnicy leżeli na ziemi skąpani w swojej krwi, nieprzytomni lecz nadal żywi. Salamander stał nad głównym winowajcom z poszarpanym prętem w ręce, dokładnie tym samym, który prawie zabił jego.
- Jesteśmy kumplami co nie Natsu? - Wyjąkał czołgając się po ziemi. Dragneel ścisnął mocniej broń czując ciemnoczerwony płyn spływający z rozciętej skroni.
- Zamknij się.– Powiedział spokojny głosem biorąc mocny zamach żelastwem, które uderzyło w głowę wroga sprawiając, że kolejna porcja krwi przyozdobiła ziemię. W końcu mógł się wyżyć, nie przeszkadzało mu to co teraz robi. Był w ogóle tego świadom? Złapał za koszulę chłopaka podnosząc go ku górze i przypierając do ściany. Zmierzył wrogim wzrokiem przeciwnika łapiąc za ostre końce pręta, które boleśnie wbiły się w jego rękę, po czym zatopił go w ścianie tuż obok głowy przeciwnika. Prychnął pod nosem puszczając chłopaka, który upadł na z hukiem na ziemię. – Nie chce cię już nigdy więcej widzieć. – Dodał chowając ręce do kieszeni i wychodząc z budynku. Czasem miał wrażenie, że jest za dobry, z drugiej strony wycofanie się to najlepsze co mógł teraz zrobić. Nie chce stać się mordercą, nie jest złą osobą. Prawda?
- Ciekawe jak wrócę do domu. – Warknął patrząc na srebrzysty księżyc. Przyszedł tu na piechotę ale teraz tak bardzo mu się nie chciało, był zmęczony tą walką, w końcu chwilę wcześniej też nieźle dostał. – auć... - Poczuł kujący ból w dłoni, łapiąc się za nią impulsywnie. Wypuścił powoli powietrze z ust wyciągając paczkę papierosów z kieszeni. Włożył jedną fajkę do ust czując jak chwilę po zapaleniu jej szkodliwy łyk nikotyny spływa do jego płuc. Dmuchnął małą chmurką dymu, która powoli rozmyła się w powietrzu.
- Mogłem jednak nie jeść na mieście. - Narzekał na bolący brzuch, w sumie nigdy wcześniej nie jadł hinduskiego jedzenia. I równie dobrze mógł iść do jakieś restauracji, a nie obskurnej knajpki na rogu ulicy. Czasem naprawdę był głupi. Spojrzał na zegarek gdzie widniała godzina dwudziesta trzecia. Hana wraz z Ayato wyjechali gdzieś i wrócą dopiero rano, więc miał jeden problem z głowy. Bardziej martwił się tym, że nie ma jak wrócić do domu. To właśnie był główny powód dlaczego nie jeździł komunikacją miejską, a motor aktualnie nie był w najlepszym stanie do jeżdżenia, natomiast samochodu nie miał jak wziąć. Musiał się w końcu zabrać za naprawę. Czuł nieprzyjemny posmak w ustach, jakby zaraz miał zwymiotować. Naprawdę ostatni raz jadł coś na mieście bez zastanowienia. Znów nocny krajobraz przyozdobił szary dym papierosa.
- Kogo moje oczy widzą! - Usłyszał znajomy głos. Odwrócił się delikatnie patrząc na przybysza.
- Cześć. - Odpowiedział podając mu rękę w geście powitania. Uścisnęli swoje dłonie.
- Witam, witam. Mam iść zajrzeć do tego budynku, czy pozostałeś wierny prawu?
Różowowłosy zaśmiał się cicho wyciągając w stronę znajomego paczkę z papierosami. Ten poczęstował się jedynym czekając na odpowiedź.
- Spokojnie nikogo nie zabiłem. - Odparł spokojnie. - Jak tam praca?
- A no...ciężko pracuje się po nocach. Dobrze że szkołę mam w weekendy.
- Już zapomniałem. Co studiujesz? - Brakowało mu takiej spokojnej rozmowy. Hideki był kimś komu mógł zaufać. Właściwie od kiedy się znali? Pamięcią ta znajomość sięga czterech lat.
- Prawo. - Dał szybką odpowiedź. - A ty za rok kończysz liceum. Idziesz gdzieś dalej?
- Zastanawiałem się nad tym miliony razy, ale raczej nie. Nie mam czasu na coś takiego.
- Niby cze...a no tak zapomniałem. Powinieneś w końcu coś tym zrobić, przecież jesteś silny, więc czemu dajesz sobą tak pomiatać? - Dragneel zatrzymał się z fajką przed wargami.
- W sumie to nie wiem. Chyba po prostu się boję.
- Już ci mówiłem, że jesteś za dobry nie?
- Tsa. Myślałem, żeby iść w stronę przedsiębiorstwa. Wiesz otworzyć firmę i te takie.
- Czyli jednak. Masz do tego smykałkę, zacznij się znów uczyć i zero problemów. - Podsumował Hideki.
- Ta...łatwo mówić. Mam prośbę. - Oznajmił rzucając wypalonego papierosa na ziemię.
- Słucham.
- Zawieziesz mnie do domu?
- Spoko, i tak już skończyłem. - Wyjął z kieszeni kluczyki podchodząc do samochodu. Wsiedli do środka, a jedyne co było słychać to odgłos rozpalającego się silnika.
- Tylko błagam nie rób jakiś driftów, ani nie jedź za szybko.
- Choroba lokomocyjna?
- Nie. Jadłem w jakiejś hinduskiej knajpce. - Odpowiedział trzymając się za brzuch.
- Tej na rogu?
- Ta.
- Masz co najmniej trzy dni wyjęte z życia, jak kiedyś tam jadłem to przez tydzień wymiotowałem. - Powiadomił go z lekkim rozbawieniem. Salamander spuścił głowę w geście załamania. Powoli ruszyli w stronę domu chłopaka. Przez całą drogę kilka razy powstrzymywał się przed oddaniem posiłku.
•
- Wchodzisz? - Zaproponował Natsu otwierając drzwi.
- Wiesz, muszę wracać. Karin pewnie się martwi. - Odparł Hideki dziękując za zaproszenie.
- Zapomniałem. Pozdrów ją ode mnie, dawno się nie widzieliśmy. Co tam u niej?
- A wiesz ma jakieś egzaminy i cały czas się uczy.
- Technikum co nie?
- Ta trzeci rok. Psychologia nie łatwa rzecz.
- Lucy też coś w tym kierunku. Podziwiam. - Zaśmiali się.
- Dobra ja lecę. Ej wpadnijcie z Lucy do mnie, pozna Karin, pewnie się dogadają. A my od dwóch miesięcy umawiamy się na piwo. - Zaproponował otwierając samochód.
- Pewnie. Zdzwonimy się jeszcze. To cześć. - Odpowiedział ściskając dłoń Hidekiego, który po chwili odjechał w swoją stronę. Natomiast Dragneel spojrzał w okno swojej dziewczyny patrząc czy już śpi. Uśmiechnął się delikatnie widząc, że jednak tak i zniknął za drzwiami domu. Nim zdążył zajść do pokoju znalazł się w łazience pozbywając się w mało przyjemny sposób obiadu.
- Cholera. - Wyszeptał odgarniając spadające na twarz kosmyki włosów i grzywkę. - Już nigdy więcej... - Nie zdążył dokończyć, gdyż znów został zmuszony do oddania posiłku.
• • •
5. października 2013r.
Sobota
Obudził go dzwonek telefonu, szybko zerwał się z kanapy łapiąc za komórkę.
- Halo?
- Natsu wrócimy dopiero we wtorek. Dasz sobie radę? - Dopiero po paru sekundach zorientował się, że dzwoni do niego Hana. W sumie było mu to na rękę.
- Pewnie. A coś się stało? - Zapytał zaspanym głosem. Spojrzał na zegarek gdzie wybiła trzynasta. Nigdy nie spał tak długo, ale to pewnie przez to, że przez większość nocy musiał wstawać co chwila do łazienki. Przespał z jakieś cztery godziny. Dzięki Bogu była sobota.
- Nie nic takiego, po prostu Ayato musi coś jeszcze załatwić.
- Aha. Okey. - Odpowiedział zamykając oczy.
- Tylko nie spóźnij się do szkoły. Zadzwonię do Lucy, żeby cię obudziła.
- Nie, nie dzwoń do niej, dam sobie radę. - Nie chciał żeby musiała się o niego martwić, przez głupie zatrucie pokarmowe. Znów poczuł nieprzyjemny posmak w ustach.
- Jak chcesz. To pa. - Pożegnała się miłym głosem.
- Pa. - Rozłączył się biegiem lecąc do łazienki. - Za jakie grzechy. - Wyjąkał.
• • •
Gray siedział w małej kawiarence niedaleko szkoły. Nie mógł tego dnia usiedzieć w domu. Normalnie w sobotę spałby jak każdy normalny nastolatek do jedenastej, jednak wydarzenia z poprzedniego tygodnia nie pozwalały mu normalnie funkcjonować. Od tamtego wieczoru, w którym zmarła Shiori, widział Juvię tylko raz, podczas pogrzebu młodszej Lockser. Starsza z sióstr przez cały ten czas nie pojawiła się w szkole. Po raz kolejny wyjął telefon z kieszeni i wystukał jej numer, po czym wcisnął czerwoną słuchawkę i schował komórkę. Nie mógł się przemóc by do niej zadzwonić, czuł się jakby był intruzem. Cały czas martwił się o przyjaciółkę.
Po dziesięciu minutach dopił resztkę zimnej już kawy i wyszedł z kawiarenki. Ruszył w stronę osiedla na którym mieszkał. Stanął przed drzwiami swojej klatki, jednak czuł jakby jakaś niewidzialna siła powstrzymywała go od otworzeniem drzwi i wejściem do budynku. Zamiast tego więc ruszył dalej, aż doszedł do identycznej klatki na końcu budynku. Popchnął drzwi i wszedł do budynku. Nie czekając na windę wbiegł po schodach, aż na piąte piętro budynku.
Mieszkanie tak jak wszystkie nie było duże, jednak już sam wygląd drzwi mówił sam za siebie. Rodzina Lockser do biednych nie należała. Jednak po co mieli mieszkać w dużym domu, skoro rodzice wyjeżdżali na całe dnie, a nie raz i tygodnie, starsza córka większość dnia spędzała w szkole, a młodsza… A młodszej już nie było.
Już miał zapukać, gdy poczuł jakby jego ciało owładnęło paraliż. Siłą woli zmusił się by zapukać. Nie spodziewał się, że ktoś mu otworzy, jednak po chwili zaskoczony usłyszał szczęk zamka.
Kobieta która mu otworzyła była wyższą, starszą i bardziej hojnie obdarzona przez naturę wersją Juvii. Niebieskich włosów nie miała upiętych w nienaganny kok, taki w jakim zawsze widywał ją w szpitalu. Były rozczochrane, a oczy zapuchnięte od płaczu.
- Gray, och witaj. Przepraszam, za mój stan, wejdź do środka. – Kobieta przetarła dłonią oczy i wpuściła chłopaka do mieszkania.
Fullbuster zrobił to o co prosiła kobieta. Widok wnętrza jak zawsze przyprawił go o dreszcze, mimo iż był tu dopiero drugi raz. Wszystko w stylu minimalizm, czarno-białe meble, białe ściany, czarne podłogi. Jednak nie panował tu sterylny porządek jak ostatnio, a dosyć duży bałagan.
- Co z Juvią? – Zapytał, gdy jej matka zamknęła drzwi.
- Od kilku dni nie wychodzi z pokoju. Czasem w nocy słyszę, jak z niego wychodzi, ale za każdym razem gdy chcę z nią porozmawiać ucieka z powrotem. Może uda ci się ją jakoś stamtąd wyciągnąć. – Westchnęła i poszła do kuchni.
Czarnowłosy stanął przed drzwiami do pokoju dziewczyny. Cicho zapukał i zapytał:
- Juvia, jesteś tam?
W odpowiedział jak dziewczyna rzuca czymś w drzwi, prawdopodobnie było to coś szklanego, bo usłyszał jak szkło się tłucze, a kilka kawałeczków wypadło przez szparę pod drzwiami.
- Idź stąd! Juvia nie chce nikogo widzieć i nie chce, żeby ktokolwiek widział Juvię… - Jej krzyk stopniowo przerodził się w odgłos głośnego płaczu. Chłopak zacisnął dłoń w pięść i oparł o drzwi. Czuł się źle, że nie może jej pomóc, czuł się w jakiś sposób winny, jakby to on zrobił jej coś, przez co cierpi.
- Nie martw się. – Usłyszał głos Suiteki. – To jej najżywsza reakcja, od… pogrzebu Shiori.
Gray wiedział, że matce dziewczyny te słowa trudno przechodzą przez gardło. – Chodź do salonu, zaparzyłam herbatę.
Fullbuster ruszył za niebieskowłosą. Po chwili siedział na jednym z białych foteli w dużym, przestronnym salonie.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć. – Odezwała się kobieta po długiej chwili dudniącej ciszy. – Ale myślę, że powinieneś to wiedzieć. W końcu przyjaźnisz się z Juvią, jesteś z nią chyba nawet bliżej niż my. – Suiteki spoglądała w okno, by po chwili przenieść wzrok na czarnowłosego. – To wszystko, zaczęło się już dawno, jeszcze gdy Juvia była maleńka. Nie rzuciliśmy się z mężem w wir pracy po tym jak zachorowała Shiori. Stało się to o wiele wcześniej. Gdyby nie to, pewnie zauważylibyśmy wcześniej objawy jej guza. Och, znów zaczynam mieszać. Postaram się opowiedzieć to wszystko od początku.
Juvia miała niewiele ponad rok, gdy urodziło się jej rodzeństwo. Shiori i jej starszy brat bliźniak Noun. Kiedyś byliśmy szczęśliwą rodziną, spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Mimo, iż musiałam się opiekować trójką małych dzieci nie przeszkadzało mi to w pracy, a praca nigdy nie miała wpływu na moje życie rodzinne, to samo tyczy się mojego męża.
Wtedy, cztery lata później Noun zmarł, miał guza mózgu. U małych dzieci trudniej wykryć coś takiego. Wiadomo, przewrócą się, popłaczą i po chwili wrócą do zabawy. Jeśli coś bardzo je boli, będą płakać, dopóki nie przestanie, bo nie są w stanie dokładnie powiedzieć co je boli, gdzie je boli i jak bardzo. Po jego śmierci wciągnęła nas praca. Akurat prowadziliśmy badania nad szybszym wykrywaniem takich chorób jak guzy czy raki. Nie chcieliśmy, żeby inne rodziny cierpiały tak jak nasza, więc bardzo się w to zaangażowaliśmy, zaniedbując przy tym Shiori i Juvię. Dziewczyny bardzo się ze sobą zżyły. Nie wiem, ale podejrzewam, że Juvia kiedyś wspominała ci, że obwinia się o to, że nie zauważyła, że Shiori zaczęła brać narkotyki, prawda? Nie mogła zauważyć, bo miała własne problemy. Juvia zawsze była pojętną dziewczyną i nigdy nie miała problemów w nauce, jednak w klasie w której wylądowała, osoby takie nie były dobrze postrzegane przez towarzystwo. Była zastraszana i obrażana. Przez to zaczęła mówić też o sobie w trzeciej osobie, to taki nawyk które nabierają niektóre osoby o bardzo niskiej samoocenie. Zawsze miała problem z nawiązywaniem przyjaźni, a tamte wydarzenia sprawiły, że jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Nie zauważyła, że Shiori miała podobny problem, ale obie próbowały go rozwiązywały go w inny sposób, chociaż żaden nie był dobry. Jedna sięgnęła po narkotyki, druga zamknęła się na świat. Jedynymi osobami, które ponoszą za to winę, jestem ja i Sho. Nasze relacje z Juvią pewnie już nigdy nie będą takie jak kiedyś, nie ważne jak bardzo byśmy się starali. Zawiedliśmy ją, zawiedliśmy jej siostrę, doprowadzając ją do śmierci. Takiego czegoś nie da się wybaczyć i rozumiem to doskonale. Dlatego proszę ciebie, bo nie znam nikogo innego z jej towarzystwa – pomóż się jej jakoś pozbierać, jakoś przez to przejść. – Lockser skłoniła się przed nim, jakby go o to błagała, co wprawiło Graya w zakłopotanie.
- Pomogę jej, niech się pani nie martwi. – Uśmiechnął się, a kobieta odwzajemniła gest ze łzami w oczach. – Juvia to moja przyjaciółka, tak samo jak Shiori. – Zobaczył na twarzy matki dziewczyny zdziwienie. – Nie wiem, jak potwornie musi czuć się Juvia po stracie tak dla niej ważnej osoby, ale mniej więcej znam to uczucie. Ja mieszkam z ciocią, starszą siostrą mojej mamy i jej córką. Moi rodzice musieli wyprowadzić się za granicę, ojciec z powodu choroby, mama dostała pracę i mogła się nim opiekować i jednocześnie zarobić, wysyłała pieniądze na mnie do Ultear. Kilka lat temu zmarł mój ojciec. Wtedy wpadłem w nałóg narkotykowy. Gdy z niego wyszedłem w ramach po odwykowej rehabilitacji pomagałem osobom w moim wieku i młodszym, które miały podobny problem. Tak właśnie poznałem Shiori. Raz zastępowałem dziewczynę, która się nią zajmowała i się zaprzyjaźniliśmy. Shiori kiedyś poprosiła mnie, żebym zaopiekował się Juvią, gdyby coś jej się miało stać. Nie znałem jej wtedy, ale obiecałem Shio, że to zrobię. Myślę, że to, że Juvia trafiła do równoległej klasy było jakimś zrządzeniem losu. Mam nadzieję, że uda mi się jej pomóc. Czułbym się winny, gdybym tego nie zrobił, w końcu obiecałem to Shiori.
Niebieskowłosa już całkiem się rozkleiła.
- Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Shiori i Juvia na ciebie trafiły. – Powiedziała pociągając nosem. – Będziemy mieć wobec ciebie dług do końca życia.
- Nie, proszę pani. Ale chciałbym prosić tylko o jedną rzecz. Możliwe, że uda mi się pomóc Juvii, będę się starał, ale pani i pani mąż również muszą być przy niej. To państwa będzie najbardziej potrzebować. Nie ważne, co będzie mówić, czy że was nienawidzi, czy jeszcze gorsze rzeczy, w rzeczywistości będzie zdana na was. Dlatego nie możecie jej opuścić. – Wstał z fotela. - Ja już powoli będę musiał się zbierać, miałem wpaść tylko na chwilę. –Powiedział, spoglądając na zegarek. Już mijała druga godzina, a myślał, że wizyta tutaj zajmie mu najwyżej pięć minut. - Ale zanim wyjdę musiałbym jeszcze coś zrobić. Mogłaby mi pani dać jakąś kartkę i długopis?
• • •
Erza wychodziła właśnie z cukierni trzymając w pudełku kilka kawałków ciasta truskawkowego, które wprost ubóstwiała. Czuła, że robi się zimnej, w końcu był już październik. Chłodny wiatr rozwiewał co chwilę jej włosy zasłaniając widok, jednak mimo wszystko na niebie świeciło ciepłe słońce. Odgarnęła szkarłatne kosmyki z twarzy odgarniając je na prawe ramię. Cieszyła się udanym przedstawieniem, co też lepiej wpłynie na jej świadectwo. W końcu chciała musiała mieć świetne oceny, by dostać się na dobre studia. Nagle wpadła na kogoś.
- Przepraszam. - Powiedziała szybko patrząc na przechodnia. - Jellal? - Jej policzki przybrały rumieńca koloru jej włosów. Chłopak lekko zdziwiony uśmiechnął się.
- Erza? Miło cię widzieć. - Dostrzegł w jej dłoniach pudełko z ciastem. - Deser?
- T-tak. - Odpowiedziała zakłopotana. - A ty co tutaj robisz?
- Spacerek, a po za tym musiałem kupić coś do domu. - Podniósł rękę z siatką.
- P-pewnie się spieszysz. - Przeklinała się w myślach za to, że nie potrafi z nim normalnie rozmawiać. Podniosła delikatnie wzrok patrząc w jego czarne, błyszczące oczy.
- W sumie to nie. Odprowadzić cię do domu? - Zapytał śmiało.
- Jeśli to nie sprawi ci kłopotu, chętnie. - W sumie byli umówieni na randkę.
- Przebywanie z tobą sprawia mi radość. - Otworzyła szerzej oczy patrząc na ten hipnotyzujący uśmiech. Czy ona naprawdę dobrze usłyszała? Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się ku górze. Po czym razem ruszyli w stronę jej domu. Rozmawiali o wszystkim o niczym, po prostu mówili. Czuła jak po jej ciele przechodzi przyjemne ciepło.
• • •
Raz, dwa, raz, dwa, trzy!
- Przemierzając oceany gwiazd, wpatrujemy się w cienie ptaków przed nami…
- Cana!
Dziewczyna z hukiem rzuciła słuchawki na łóżko i jednocześnie zatrzymała piosenkę.
- Czego znowu?! – Zawołała z furią w głosie. Gildarts podrapał się po głowie, z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Przepraszam, wiem, że nie lubisz przerywać gdy nagrywasz, ale… Masz gościa.
Szatynka westchnęła i wyszła za ojcem z pokoju. Schodząc po schodach założyła bluzę, ponieważ w jej pokoju było o wiele cieplej niż w reszcie domu. Gildarts nie lubił takiego gorąca jak ona.
W salonie czekał na nią Laxus, Lili i Mei. Dziewczynka od razu rzuciła się w ramiona Alberony.
- Ciocia Ciana! – Zawołała, przytulając się do dziewczyny.
- Cześć Mei. – Cana uśmiechnęła się i pstryknęła dziewczynkę w nos. – Cześć Lila, witaj Laxus. Może chodźcie na górę, co?
- Ja niestety nie skorzystam. Mam kilka spraw do załatwienia. – Powiedział i wyszedł z domu, wcześniej jeszcze żegnając się z Gildartsem.
Lili ruszyła za Alberoną do jej pokoju. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i usiadła na mini sofie, którą szatynka miała w pokoju. Tamta zaś posadziła Mei na łóżku, dała jej figurki, by dziewczynka nie nudziła się, a sobie i Lili nalała pepsi do szklanek.
- Cana…Czy coś zaszło między tobą, a Laxusem? – Zapytała blondynka, popijając napój. Alberona zakrztusiła się i upuściła szklankę.
- Nie, ale… - Szatynka, zaczęła zbierać odłamki szkła. – Wydarzyło się kilka rzeczy, które jeszcze muszę przemyśleć.
- Nie powinnaś wszystkiego analizować. Im więcej myślisz, tym więcej nasuwa się wątpliwości, pamiętaj o tym.
- Tak, ale…
- Bez żadnego „ale”, jesteś jeszcze młoda, powinnaś się wyszaleć. – Stwierdziła Lili, podchodząc do Cany i wycierając z podłogi resztki napoju. – A właśnie Laxus mówił, że na coś wpadliście jeśli chodzi o te morderstwa.
- Yhm. – Alberona szybko wyjaśniła blondynce co i jak. – Laxus rozmawiał komisariacie kilkoma osobami, które zajmowały się śledztwem. Podobno również to zauważono, jednak tylko w trzech przypadkach. Uznano, że mogą być ze sobą powiązane, jednak to była jedyna poszlaka, która je łączyła. Czwarte, czyli moja mama, nie wyglądało na morderstwo, w dodatku na początku nikt niczego nie znalazł. Zaszufladkowali to jako osobną sprawę, która już została wyjaśniona. Nie mam zielonego pojęcia co z dwoma ostatnimi, bo jednym zajmował się inne biuro śledcze, a ostatnie jest jeszcze zbyt świeże.
- Ale to nie jest jedyne co je łączy, prawda? – Lili uważnie obserwowała dziewczynę.
- Tak. Wszystkie pięć ofiar chodziły do jednej klasy, piąta była trochę młodsza. Na klasowym zdjęciu z ostatniego spotkania, byli wszyscy klasy, oprócz Igneela Dragneela. Ostatnia z ofiar była jego kuzynką.
- Igneel Dragneel? Nie wierzę! – Lili prawie zakrztusiła się popijaną pepsi.
- Znasz go? – Cana zdziwiona spojrzała na dziewczynę.
- Owszem. Gdy byłam, jeszcze gdy mieszkałam w domu sierocińcu, przychodził i zajmował się młodszymi dziećmi, czasem pomagał opiekunom, dawał nam korepetycje. Później odwiedzał nas o wiele rzadziej. Okazało się, że się ożenił i urodził mu się syn. Pewnego dnia znikł. Pamiętam jego żonę, przyszła do nas raz z kilkuletnim synkiem. Miał takie śmieszne różowe włosy. Pytała się nas, czy o czymś nie wiemy, czy nie mówił nam, gdzie wjeżdża. Rozmawiałam z nią chwilę, bo przed wyjazdem, Igneel poprosił mnie, bym przekazała list jego żonie. Od tamtego dnia, nie spotkałam więcej ani jej, ani Igneela. Widziałam tylko kilka razy jej syna, jego koloru włosów nie można pomylić z niczym innym. Znasz go? Chyba jest w twoim wieku.
- Tak, chodzimy do równoległych klas. Kiedyś się dosyć przyjaźniliśmy, nie raz też ostro zabalowaliśmy. – Zaśmiała się Alberona. – Igneel to jedyna osoba, która łączy te ofiary. Nie chce mi się wierzyć, że mógłby zrobić coś takiego.
- Wiesz, to najbardziej logiczne, gdyby on to zrobił. – Stwierdziła po chwili Lili. – W końcu zniknął wiele lat temu, jeśli nikt nie wie, że wrócił, mógłby zrobić co chce i się zmyć. W końcu, właściwie nie wiadomo nawet czy w ogóle tu był. Ale… ja myślę, że jeśli twoja teza jest poprawna, i te wszystkie dziewczyny zostały zamordowane przez tą samą osobę, to może być również ktoś związany z Igneelem. Ktoś kto wie, o całej sytuacji i wie, że w końcu ktoś się zorientuje, co łączy te dziewczyny. A wtedy wina spadłaby na Igneela, nawet jeśli nie byłoby dowodu, że tu był. Ktoś może chcieć, byśmy myśleli, że to Igneel.
- Zaczęłaś mówić strasznie profesjonalnym tonem. Co ty studiowałaś przed wypadkiem Yukito?
- Chciałam iść na patomorfologię, ale przez ciążę zrezygnowałam. Yukito miał zostać śledczym. – Blondynka uśmiechnęła się. – W dodatku uwielbiam kryminalne seriale. Takie morderstwa są tam w każdym odcinku, po obejrzeniu jednej serii w dwa dni, każdy nauczyłby się tak mówić. – Uśmiechnęła się, a Cana odwzajemniła gest.
- Ale kto mógłby chcieć zwalić winę na Igneela? – Zastanawiała się Alberona na głos.
- Nie mam zielonego pojęcia. Miał wielu wrogów, ale wszyscy się go bali. To może być każdy z nich.
• • •
Pukała po raz któryś do jego drzwi, jednak nikt nie otwierał.
- Może go nie ma. - Powiedziała sama do siebie chcąc wrócić do domu, kiedy przed nią stanął różowowłosy w niezbyt przyjemnym stanie. Blada skóra, podkrążone oczy i oklapnięte włosy. Co było czymś zupełnie nowym. Miał na sobie spodnie od dresu i zwykły t-shirt. - Cześć.
- Hej. - Właśnie tego próbował uniknąć. Teraz będzie go wypytywała co się stało, a po za zatruciem miał jeszcze zadrapania na twarzy i byle jak zabandażowaną dłoń. - Wchodzisz?
- Tak. - Weszła do środka ściągając buty. Chłopak pomógł zdjąć jej kurtkę którą powiesił na wieszaku. Wszedł do kuchni nastawiając wody na herbatę. - Coś się stało?
- Nic takiego. - Za chwilę znów będzie musiał biec do łazienki. - Poczekaj chwilę.
Chwilę później usłyszała jedynie nieprzyjemne dźwięki wymiotowania. Szybko wstała podchodząc do zamkniętych drzwi. Zapukała parę razy.
- Natsu co się dzieje? - Zapytała wystraszona. Przełknął cicho czując, że znów mu się zbiera. Zacisnęła mocno powieki nie chcąc tego słyszeć. Po paru minutach chłopak wyszedł trzymając się za brzuch. - Zatrułeś się czymś?
- Tak. - Nie miał ochoty znów się z nią kłócić.
- Czemu nie zadzwoniłeś? Już ci pomogę. - Trochę przesadzała z tą troską o niego. Kazała mu się położyć, a sama zaparzyła mu zioła. Usłyszała jak znów zamykają się drzwi od łazienki.
- Napij się tego. - Podała mu kubek, chłopak przecierając twarz dłonią wziął napój od Heartfilii. Kaszlnął kilka razy upijając łyk gorącego płynu. Dziewczyna przyłożyła mu dłoń do czoła. - No pięknie masz jeszcze gorączkę. Jest zimniej, a ty ubierasz się jak na lato. - Skarciła go. Ten jedynie machnął ręką idąc w stronę pokoju. - Gdzie twoja mama?
- Pojechała gdzieś z Ayato i wrócą we wtorek. - Zrzucił z biurka jakieś papiery włączając komputer. Blondynka podnosiła z podłogi kartki widząc przepiękne szkice. Jeden przedstawiał smoka, drugi ją, zaś kolejny mężczyznę w długich włosach, który był bardzo podobny do niego.
- To twój tata? - Zapytała niepewnie bojąc się reakcji.
- Tak. - Odparł smutno. Dziewczyna uśmiechnęła się widząc jak bardzo są podobni.
- Jesteście bardzo podobni. - Oznajmiła. Salamander ścisnął za mocno ołówek sprawiając, że złamał go wpół. Heartfilia wzdrygnęła się o mało nie zgniatając portretu. - Przepraszam.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu ten fakt jest...Hana cały czas widzi go we mnie. Może ja go po prostu w jakiś sposób zastępuje. Może ona tak naprawdę mnie nienawidzi.
- Twoja mama cię kocha. Właściwie to co ty robisz? - Zapytała widząc jak chłopak odpala grę.
- Gram. - Odpowiedział. Dziewczyna zgasiła mu monitor krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś chory, idź się połóż. - Chciał już jej odpyskować, ale znów musiał biec do łazienki. Przyrzekł sobie że już po raz ostatni je coś na mieście, albo przynajmniej uważa gdzie je. Już miał tego dość cokolwiek zjadł od razu oddawał. Gardło go paliło, miał nieprzyjemny posmak w ustach. Lucy weszła do środka kładąc mu dłoń na plecach. Zamknęła oczy kiedy znów wymiotował i wzięła do ręki najbliżej wiszący ręcznik. Kiedy skończył usiadł na piętach ciężko oddychając, delikatnymi ruchami wytarła pot z jego pobladłej twarzy. - Jest chociaż lepiej?
- Nie. W ogóle nie mogę nic jeść. - Narzekał wypuszczając powietrze z ust.
- Pij, to pomaga. - Podała mu kubek z piciem. Kiedy upił łyk wypuścił szybko szklankę z ręki, która z hukiem upadła na ziemię tłukąc się na małe kawałeczki. - Co ty tam jadłeś?
- Nie pamięta.... - Nawet nie mógł skończyć jednego zdania. - ...m już.
- Spróbuj się przespać. Na pewno jesteś zmęczony. - Zaproponowała wstając razem z chłopakiem. Różowowłosy położył się na łóżku, a Lucy delikatnie go przykryła całując w czoło. Wzięła do ręki jakąś książkę i siadając obok niego zatapiając się w lekturze. Położyła dłoń na jego rozmierzwionych włosach i przeczesywała palcami.
• • •
Levy siedziała w swoim pokoju i już drugą godzinę męczyła referat na dodatkową ocenę z geografii. Nie przepadała za tym przedmiotem, ale dobre oceny same się nie zrobią.
Wtem do pokoju wkroczyła jej matka, wywołując przeciąg, a papiery przygotowane przez uczennicę zaczęły latać po całym pokoju.
- Mówiłam ci, żebyś pukała! – Zawołała, przerażona zbierając papiery i zamykając okno.
- A ty znowu na komputerze? – Jej matka westchnęła i opadła na łóżko nastolatki. Levy środku już się gotowała. Był to jeden z tych dni, w których awantura wisiała w powietrzu. Nawet jeśli chciałaby jej uniknąć i tak by się rozpętała. A ona nie miała już dziś siły, ani się kłócić, ani od kłótni powstrzymywać.
- Trzeba wracać wcześniej do domu. – Burknęła pod nosem, układając papiery w stosik i wkładając do teczki.
- Znowu pyskujesz? –Matka dziewczyny podniosła się i spojrzała krzywo na swoją córkę. Gdyby ktoś je teraz zobaczył, pomyślałby, że szykuje się ostra kłótnia między dwiema siostrami, a nie rodzicem i dzieckiem.
- Po prostu powiedziałam to, co uważałam za słuszne. – Stwierdziła Levy spokojnym głosem, pakując książki do torby.
- Widzę, że ja znów jestem ta zła. – Przewróciła oczami starsza McGarden.
- Kto tak niby powiedział?
- Nikt, ale wiem, że tak myślisz.
- Widzę, że jesteś wszystko wiedząca. – Powiedziała Levy, naśladując ton swojej matki. W niektórych momentach miała jej dosyć. – Wiesz nawet o rzeczach, o których ja nie mam pojęcia.
- Jak ty się do mnie odnosisz?! – Wykrzyknęła niebieskowłosa i zerwała się z łóżka.
- A ty o co mnie oskarżasz?! – Młodsza McGarden zarzuciła sobie torbę na ramię. – Odkąd rozwiodłaś się z ojcem, masz do mnie wiecznie wyrzuty, bo jestem taka, a nie taka, bo to robię źle, a tego nie robię. Gdy się uczę jest źle, bo „nic” nie robię, gdy się nie uczę żeby coś w domu zrobić, rzucasz się, że się nie uczę! Skoro tak ci ze mną źle, to czemu nie zadbałaś o to by to Hayato z tobą zamieszkał, a nie ja? W końcu to twój ukochany synuś, lepiej by ci z nim było, niż ze mną! – Po tych słowach wybiegła z pokoju. Szybko porwała płaszcz z wieszaka, założyła buty i wyszła z domu. Jedyną osobą, do której mogłaby się teraz zwrócić, był jej starszy brat, ale po tym co powiedziała, spotkanie z nim tylko zwiększyłoby poczucie winy. Po chwili namysłu odwróciła się i pobiegła w całkiem inną stronę.
• • •
W końcu podeszli pod dom Scarlet, która naprawdę nie chciała opuszczać Jellala. Trochę mocniej ścisnęła pudełko z tortem zaciskając usta w wąską linię.
- Emm...Jellal...czy chciałbyś...wejść do środka? - Wyjąkała z rumieńcami.
- Z miłą chęcią. - Odpowiedział z uśmiechem. Dziewczyna otworzyła drzwi i zniknęli w wnętrzu jej domu. Może ta randka będzie udana.
• • •
Juvia siedziała na parapecie i wpatrywała się w gwiazdy. Na ręce miała kilka krwawych pręg, które powstały, gdy zbierała odłamki szklanej kuli, którą roztrzaskała o drzwi. W dłoni cały czas trzymała karteczkę, którą Gray wsadził pod jej drzwi.
„Nie jesteś sama.”
Była. On tego nie rozumiał. Nie wiedział, jak to jest tracić najbliższe osoby, jedna za drugą. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Nie mogła tak siedzieć. Wzięła spakowaną już od tygodnia torbę i wyjęła z niej komórkę. Wysłała wiadomość, która od kilku dni zapisana była na jej telefonie. Nie czekając na odpowiedź, wzięła bluzę, narzuciła na siebie i cicho wyszła z domu. Miała dosyć duży kawałek drogi do przejścia, ale nie przeszkadzało jej to. Gdy w końcu dotarła na miejsce, już ktoś na nią czekał. Był to wysoki chłopak, o dosyć dziwnych, długich włosach.
- Lockser?
- Tak.
- Masz kasę?
- Inaczej by mnie tu nie było. – Stwierdziła bezbarwnym głosem, podając mu kopertę.
- Przykro mi z powodu twojej siostry. – W jego głosie faktycznie brzmiała nuta smutku. – Mówiłem jej żeby się w to nie mieszała, ale co ja mogę…
Przez chwilę stali w ciszy.
- Wiesz, miałabym do ciebie prośbę.
- Tak o co chodzi?
- Czy…dałbyś radę załatwić mi towar? To co brała Shiori.
Chłopak przez chwilę zastanawiał się.
- Pewnie bym dał radę. Ale dla ciebie byłoby lepiej gdybyś się w to nie mieszała. Lepiej się nad tym zastanów. – Po tych słowach zostawił ją samą. A Juvia poczuła na swojej skórze pierwsze krople deszczu.
Heej! Tym razem tylko An. Znaczy się w monologu. Ostatnio miałam trochę roboty (znaczy się nadal mam T^T ratujcie) i z niczym się nie wyracbiałam. Ale rozdział jest. Mam nadzieję, że sie spodoba. Nawet poprawiłam resztę rozdziałów i dodałam daty.... Mam nadzieję, że nikt tu o mnie nie zapomni, bo czasem mam wrażenie, że kojarzycie tylko Natsu xD Dobra, nie ważne, nie przejmujcie się ;) Dodałam też soundtrack (tam u góry, mam nadzieję, że się spodoba. Zmęczyłam się przy nim *^*) No to ode mnie na tyle. Mamy nadzieję, że rozdzialik się spodoba. Enjoy & Comment! :*
PIERWSZA !!!!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie znowu za mało LAXANY ! XD Za mało Laxus'a ;-;, ale ogółem rozdział jak zawsze zajebisty ^^ Oj nie ładnie Levy nie ładnie :D. Po za tym randka Jellal'a i Erzy może wyjść z czegoś większego ^^ Życzę zdrowia i weny! Ja ne !
OdpowiedzUsuńNie martw się, wszyscy wiedzą, że prócz Natsu jest tu jeszcze An ^.^ Nikt o tobie nie zapomina :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - pierwsza scena z Natsu i jego walką, oh-oh, wszystko miałam przed oczami i baaardzo mi się to podobało :3 Ale potem tak zdychał przez to żarcie w bliżej nieokreślonym, speluńskim barze, że aż nasunęła mi się myśl, czy to czasem znów nie będzie zagrażać jego życiu :P Chociaż... skoro miał siły grać xDDD Tym rozłożyłyście mnie na dobre ^.^
Dużo było wzmianek o Igneelu, co jest dla mnie na plus. I też nie mogę uwierzyć w to, by to właśnie Igneel miał dopuścić się tych wszystkich zbrodni... Jednak moje przemyślenia zostawię dla siebie. Co prawda trudno mi przestać się głowić na ten temat, jednak wiem, że wymyślicie coś epicko zajebistego w tym temacie ^.^
Jerza krótka, ale jaka treściwa. Tylko Jellala na mieście spotkała i już go wprowadza go chaty... zbok! xD
Najlepszym momentem były dla mnie z Grayem i Juvią. Dziewczyna strasznie to przeżywa i ku zaskoczeniu Graya również mocno to dotknęło... Wyjaśniłyście nam nieco o przeszłości tej dwójki, z czego się ogromnie cieszę, a zachowanie samego Graya - bohaterskie haha :D I tak jeszcze starej Lockers dowalić... W sumie miał rację, no ale... :D
Tylko jeszcze tego brakuje, by sie Juvia w dragi wkręciła, czy tam inne świństwa :/ I właśnie w tym ostatnim fragmencie trochę mi faktów nie pasuje...
1. Juvia mówi o sobie w pierwszej osobie? O.o Nie, żeby to było złe, tylko nie jestem pewna - to zamierzony efekt, czy o tym zapomniałyście? :p
2. Diler nigdy nie dba o zdrowie innych (nie mówię tu o osiedlowych dresach, które się bawią w takie rzeczy), w końcu sprzedaje coś, co potrafi ludziom zrujnować życie >.< To biznes, diler zawsze upchnie ci dragi choćbyś miał ich dosyć - byle tylko zdobyć kasę :p
... No chyba że to "nie mieszaj się" miało głębszy sens. To na tyle z mojego czepiania się hehehe, rozdziałem jestem zachwycona i cieszę się, że w końcu pojawił się na blogu.
Buziaki dla was i życzę weny ;***
Rozdział super się czytało wszystko było w nim po trochy o danej postaci no i rozdział bardzo długi ale to nie powinno mnie dziwić ponieważ piszą to dwie osoby tak czy siak rozdział bardzo ciekawy. Juvia będzie ćpać haha no ciekawe jakoś tego nie widzę tak czy siak czekam na kolejny . Pozdrawiam Dragneel.
OdpowiedzUsuńJejku, Gray... Ale to było... Kochane...
OdpowiedzUsuńCo do Jerzy... *le fangirl* Kyaa XDDD Erza jest slodka XDDD
Boze, Juvia, w co ty sie mieszasz?!
Mam nadzieje, ze niedługo pokaże sie Igneel ^^
Nie moge sie doczekać kolejnego :3 Matta ne~
Suuuuuuuuper! Juz nie mogłam się doczekać! Wielkie dzięki i weny! :*
OdpowiedzUsuńAnia
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ZNOWU PRZEZ WAS PŁACZE !!! DEMONY !!!
OdpowiedzUsuńps. boskie po prostu .. jest mi teraz ciężko ,a taki realistyczny blog mnie jeszcze bardziej dołuje chociaż nie co ja gadam on mnie trzyma przy zdrowych zmysłach . Czekam z niecierpliwością na następny rozdział : )
nareszcie już nie mogłem się doczekać i jak zawsze każdy rozdział mistrzowski. pozdrawia Kuraj
OdpowiedzUsuńPs. do wszystkich zapraszam na mój pierwszy blog http://pieczecprzeznaczenia.blog.pl/ zainspirowany moimi ulubionymi autorami jak Harumi, Jane czy An Tsuki i NatsuSalamander
Świeetneee ♥♥♥ Ach no tak... przedstawiam się - Erza Dragneel xD
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Na prawdę wciągnął mnie ten rozdział i chcę więcej i więcej! Ślę wenę!:)
OdpowiedzUsuń---------------------
A teraz mała reklama! < 3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
WSZYSTKO WOKÓŁ CIEBIE JEST KŁAMSTWEM, A TY NIC O TYM NIE WIESZ.
TESTER JUŻ NA BLOGU! - http://articular-cartilage.blogspot.com/
~ zapraszam:*
Wspaniały rozdział!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne i życzę weny! ;)
Świetny rozdział. :) Bardzo mi się podobał, taki... Intrygujący.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za krótkość, ale jestem przeziębiona i chu*owo się czuję.
W końcu po kilkutygodniowej przerwie w końcu mam okazje nadrobić... I szok... To jest wspaniałe, cudowne *.* Po prostu kocham, kocham... Ide czytać jeszcze raz*.*
OdpowiedzUsuńps. http://pokazmimocprzyjazni.blogspot.com/ <---- Wróciłam do pisania o Nalu, więc chętnych zapraszam :*
Kiedy kolejny rozdział? Nie mogę się doczekać! To jest jeden z najlepszych blogów o nalu jaki czytałam, a uwierz mi czytałam ich dużo. Chcę cię zmotywować, żebyś napisała kolejną notkę jak najszybciej! <3
OdpowiedzUsuń