26 września
2013r.
Czwartek
Siedzieli
na sali gdzie powinna odbywać się próba do przedstawienia, jednak
mieli mały problem, gdyż brakowało kamerdynera.
- Więc
co
zrobimy
skoro
Natsu
jest
w
szpitalu,
a
przedstawienie
jest
już
w
poniedziałek?
-
Zapytała
cicho
Aries.
- Nie
wypuszczą
go
z
tego
co
słyszałem.
-
Dodał
Loki.
- A
może
pójdziemy
do
niego,
zrobimy
próbę
i
zobaczymy
czy
go
wypuszczą
chociaż
na
występ.
-
Olśniła
swym
pomysłem
Erza,
z
czym
wszyscy
się
zgodzili.
•
I
zaraz po lekcjach udali się do miejsca chwilowego pobytu chłopaka.
Lucy przez całą drogę się nie odezwała, a szła z tyłu.
Równocześnie chciała i nie chciała wracać do Natsu, po tym jak
ostatnio ją potraktował niczego nie była pewna, zaczęła się go
bać.
- Dzień
dobry
przyszliśmy
do
Natsu
Dragneela.
- Oznajmiła
przyjaznym
głosem
Scarlet,
jednak
pielęgniarka
patrzyła
na
sporą
grupkę
osób
z
niemałym
przerażeniem,
zastanawiając
się
czy
ich
wpuścić.
Jednak
w
końcu
przełamała
się
widząc
Lucy
i
zaprowadziła
młodzież
do
sali
gdzie
leżał
różowowłosy.
Z
uśmiechem
otworzyła
drzwi
wpuszczając
gości
do
środka,
zaś
ona
sama
wróciła
na
stanowisko
w
pracy.
Lucy
mimo wszystko podeszła bliżej chłopaka myśląc że będzie
siedział i ... Robił cokolwiek. Jednak on miał zamknięte oczy,
przykryty do klatki piersiowej białą kołdrą, gdzie resztę jego
ciała ozdabiały bandaże. Oddech miał płytki, jakby nie mógł
zaczerpnąć upragnionego powietrza. Na bladej twarzy widniały
kropelki potu, gdzie zamiast spokoju wymalowany był grymas bólu.
Przerażona podeszła bliżej niego wpatrując się w przyjaciela.
- Lucy
wszystko
w
porządku?
- Zapytała
niepewnie
Erza.
- Tak,
chyba
tak.
- Odpowiedziała
cicho.
Jednak
właśnie
to
było
kłamstwem.
Nie
chcieli
budzić
Salamandra
z
wiadomością,
iż
niedawno
dostał
środki
znieczulające
z
powodu
niemiłosiernego
bólu
rany.
Po
prostu
siedli
omawiając
szczegóły
przedstawienia
i
czekając
aż
chłopak
sam
się
wybudzi.
Heartfilia
cały czas niespokojnie na niego zerkała widząc malujący się ból.
- To
zrozumiałe,
że
martwisz
się
o
niego.
- Nagle
usłyszała
głos
Erzy,
przez
co
na
jej
policzki
wpłynął
lekki
rumieniec.
- Ja
po
prostu...Chciałabym
żeby
przestało
go
boleć.
Erza
słysząc to uśmiechnęła się wiedząc jakie uczucie łączy Lucy
i Natsu, jedynie szkoda że oni nie byli tego świadomi.
Cichy
jęk wydobył w się z jego ust, a Heartfilia natychmiast zwróciła
wzrok w jego stronę. To wyglądało jakby ten ból wciąż się
nasilał.
Jak
na
zawołanie
do
sali
weszła
pielęgniarka
z
pudełkiem
zapewne
wypełnionym
różnymi
środkami
do
leczenia.
Podeszła
do
Dragneela
kładąc
apteczkę
na
stoliku
i
delikatnie
go
odkrywając,
co
natychmiast
go
obudziło.
Jak
zawsze
miał
płytki
sen.
- Wybacz,
nie
chciałam
cię
budzić.
- Przeprosiła
grzecznie
ostrożnie
zdejmując
z
niego
kołdrę.
- Jeśli
możesz
powiedz
gdzie
najbardziej
boli.
Poprosiła
odwijając zakrwawiony bandaż, chłopak drżącą dłonią musnął
przecięty bok natychmiast opuszczając rękę bezwładnie na łóżko.
Heartfilia nie mogła patrzeć jak ledwo się rusza, jak jest na
granicy śmierci. Chciała dać nauczkę temu kto to zrobił, chciała
go po prostu zabić, za to że skrzywdzili osobę która jest dla
niej tak bardzo ważna. Teraz sobie wszystko uświadomiła w
momencie, kiedy mogła go stracić. Był dla niej cholernie ważny.
Doskonale
pamiętała tamten moment rozmowy
- Gdzie
jesteś? - Zapytała musząc się dowiedzieć, na pewno nic nie było
w porządku. Musiała po niego jechać i pomóc, mówił zbyt ciężko,
zbyt wolno jakby stopniowo zasypiał. A co jeśli on...
- Do
widzenia, moja panienko - co raz ciszej.
- Halo.
Halo! Natsu! - Krzyczała do telefonu. Gdzie on mógł być, dzwoniła
i znów i znów i znów jednak nic z tego, nie odbierał a za każdym
razem włączała się poczta głosowa. Dlaczego? Dlaczego nigdy nie
może mu pomóc? Komórka spadła na ziemię z jej drżących ze
strachu dłoni, a ona stała na środku pokoju nie będąc w stanie
się ruszyć. Teraz w jej głowie rozbrzmiewały ostatnie słowa
jakie usłyszała "Do widzenia, moja panienko".
Z
zadumy obudziło ją pytanie Aries skierowane do Erzy.
- Kto
mógł
zrobić
coś
takiego?
- Zapytała
cicho
obserwując
stan
Natsu.
Jednak
Scarlet
nie
odpowiedziała
jej
zamykając
oczy
na
parę
sekund.
- Natsu
nie możesz grać w takim stanie, znajdziemy kogoś innego...
- Nie...Dam
radę.
- Jego
głos
był
taki
ochrypnięty,
na
siłę
próbował
wymusić
uśmiech.
Heartfilia
zacisnęła
dłonie
w
pięści
przyciskając
je
do
ud.
- Zobaczymy
czy
dasz
radę.
Jeśli
wstaniesz
z
łóżka
i
dasz
radę
chodzić,
pozwolę
ci
jednak
będziesz
musiał
tu
wrócić.
- Oznajmiła
wychodząc,
kiedy
zatrzymała
się
w
drzwiach
dodała
nawet
się
nie
odwracając.
- Ale
lepiej
nie
wstawaj,
chyba
że
naprawdę
chcesz
cierpieć
jeszcze
bardziej
i
sprawić
cierpienie
swoim
bliskim.
Przemyśl
nim
zrobisz
coś
głupiego.
Czy
ona go pouczała? Jedyne co zdołał zrobić to przekręcić głowę,
aby spojrzeć w stronę kobiety. Może miała racje, ale nie mógł
po raz kolejny kogoś zawieść.
- Przepraszam
was,
zawaliłem.
- Wyszeptał
wściekły
na
siebie.
Erza
chciała
już
coś
powiedzieć,
kiedy
rozbrzmiało
ciche
skrzypnięcie
drzwi.
Odwrócili
się
chcąc
zobaczyć
nowo
przybyłego,
którym
o
dziwo
okazał
się
Gray.
- Ale
zebranie.
- Zażartował
podchodząc
do
różowowłosego.
- Rany,
nieźle
cię
urządzili.
– Oznajmił
widząc
stan
Salamandra.
- Nie
tylko
mnie.
- Odpowiedział
z
lekkim
rozbawieniem
na
widok
śladów
pobicia
na
ciele
dawnego
przyjaciela.
Ostrożnie
starał
się
usiąść,
kiedy
jego
ciało
trzęsło
się
nie
mogąc
wytrzymać
własnego
ciężaru.
Heartfilia
nie
mogła
na
to
patrzeć,
wystarczył
moment
aby
mogła
go
stracić.
Ale
dzięki
temu
uświadomiła
sobie
coś
bardzo
ważnego,
kim
on
dla
niej
jest.
W
końcu udało mu się usiąść wypuszczając ciężko powietrze.
- Ostrożnie
Natsu.
- Ostrzegała
go
Lucy
widząc
każdy
ciężki
ruch.
Ten
odwrócił
głowę
w
jej
stronę,
uśmiechając
się.
- Nie
martw
się,
wszystko
jest
dobrze.
- Pocieszył
ją.
Właściwie
to
kiedy
on
ostatnio
się
uśmiechnął?
Czy
często
się
uśmiechał
odkąd
się
poznali?
Rzadko
to
zauważała,
jednak
zazwyczaj
był
skryty
w
sobie,
zgorzkniały,
obojętny,
cichy
i
poważny,
a
kiedy
już
się
odzywał,
nie
były
to
zbyt
miłe
słowa
czy
długie
wypowiedzi.
Ale
teraz
jego
uśmiech
wydawał
się
szczery
i
beztroski.
Postawił
stopy na ziemi czując nieprzyjemny chłód zimnej podłogi,
zaciskając mocniej zęby odepchnął się od łóżka stając na
prostych nogach. Znów jego twarz ozdobił uśmiech zadowolenia z
samego siebie.
- Udało
się,
mogę
st...
- W
jednym
momencie
powtórzyła
się
cała
historia,
jak
w
zwolnionym,
dla
niego,
tempie
zaczął
osuwać
się
na
podłoże
sali.
Nie,
nie
przegra
znów
z
grawitacją,
zaparł
się
drugą
nogą
utrzymując
równowagę.
Spojrzał
na
swoje
dolne
kończyny
wyginając
kąciki
ust
ku
górze.
- Ne,
Erza...będę
grał
w
przedstawieniu.
Dam
radę!
- Nawet
jego
serce
się
śmiało.
Od
dawna,
od
tak
bardzo
dawna
czuł
prawdziwą
radość,
i
chciał
się
śmiać
najgłośniej
jak
potrafił.
Musiało
minąć
tyle
lat,
aby
doszło
do
takiego
cudu.
- Co
powiecie
na
próbę
w
sali
z
dziećmi?
- Zaproponowała
Scarlet.
- Świetny
pomysł!
- Zgodziła
się
z
nią
Lucy,
po
czym
wyszli
z
"pokoju"
tymczasowego
pobytu
Dragneela,
gdzie
został
jedynie
on
i
Fullbuster.
Czarnowłosy
spojrzał
na
Salamandra
wiedząc
o
co
chodzi,
znał
go
zbyt
długo
by
mógł
przed
nim
coś
ukryć.
Wypuścił
powoli
powietrze
z
ust
wzdychając.
- No
już,
przestań
udawać.
- Różowowłosy
opadł
na
łóżko
krzywiąc
się
z
bólu,
wypuścił
powietrze
z
ust,
masując
obolałe
miejsce.
- Do
przedstawienia
będzie
dobrze,
teraz
mogę
spokojnie
stać,
ostatnio
jak
próbowałem,
jeden
krok
i
byłem
na
ziemi.
- Jednak
na
samo
wspomnienie
delikatnie
wygiął
kąciki
ust
w
delikatnym
uśmiechu.
Połowa
jego
życia
to
upadki
w
dół,
wciąż
spada
w
bezdenną
otchłań
rozpaczy
i
samotności.
Jednak
coś
nie
pozwalało
mu
upadać
tak
szybko,
może
i
leciał
w
dół
ale
wolno,
szybując
w
powietrzu.
I
nie
mógł
sięgnąć
dna,
bo
mimo
wszystko
nigdy
nie
był
sam.
Fullbuster
pomachał
mu
przed
oczami
próbując
wyrwać
z
zadumy.
- Żyjesz?
- Zapytał
w
końcu
- Aa...Gray...
- Zaczął
niepewnie.
Chciał
zadać
jedno
pytanie,
które
od
lat
kłębiło
się
w
jego
umyśle
nie
dając
spokoju.
Spojrzał
na
swoje
dłonie
splecione
luźno
palcami
na
kolanach,
gdzie
siedział
po
turecku
za
szpitalnym
łóżku.
- Co?
- Zapytał
cicho
spoglądając
na
zmartwioną
twarz
Salamandra.
- Czy
wy
mnie
nienawidzicie?
- Chciał
tylko
wiedzieć
tą
jedną
rzecz.
Nawet
jeśli
odpowiedź
będzie
brzmiała
tak,
to
zniesie
okrutną
prawdę.
Po
prostu
chciał
wiedzieć.
Fullbuster
słysząc
pytanie
otworzył
szerzej
oczy
zaciskając
usta
w
wąską
linię.
Odwrócił
delikatnie
głowę
nie
chcąc
patrzeć
w
oczy
dawnego
przyjaciela.
Natsu
okrył
zielone
tęczówki
drżącymi
powiekami
i
uśmiechnął
się.
- Rozumiem.
– Wyszeptał
ściskając
razem
obandażowane
dłonie.
- Po
tym co....
- Nie
tłumacz.
Rozumiem.
- Jego
cichy
głos
drżał.
Czarnowłosy
spokojnie
wyszedł
z
pokoju
pozostawiając
różowowłosego
samemu
sobie.
Obraz
zamazał
się
od
słonych
łez,
jednak
jedynie
jedna
z
nich
zdołała
ukazać
się
światu
i
spłynąć
po
bladym
policzku
chłopaka.
Podniósł
dłoń
czując
wilgoć
na
skórze.
Dlaczego
płakał?
Przecież
nie
obchodziło
go
to
co
inni
o
nim
myślą,
nie
miał
uczuć.
Wyzbył
się
ich
raz
na
zawsze,
prawda?
Chciał
chwycić
za
naszyjnik,
kiedy
jego
palce
zderzyły
się
z
klatką
piersiową,
a
jego
serce
momentalnie
stanęło.
- Gdzie
on
jest?
- Zapytał
sam
siebie,
przeszukując
natychmiast
całe
łóżko,
pokój
i
siebie.
Jednak
nic
nie
znalazł.
Przerażony
wybiegł
z
sali,
szukając
pielęgniarki
która
się
nim
opiekowała.
Miał
gdzieś
zakazy
o
bieganiu,
o
przemęczaniu
się,
ten
naszyjnik
to
jedyna
pamiątka
po
jego
ojcu.
Nie
mógł jej nigdzie znaleźć, minął już kilkanaście pracownic,
jednak żadna nie była tą właściwą. Ludzie spoglądali na jego
jak na idiotę czy szaleńca, który biega po całym szpitalu
owinięty w bandaże i ubrany w same spodnie. Ale nie obchodziło go
to, musiał odzyskać swoją własność. Przed nim stanęła Kira
powstrzymując przed dalszym biegiem.
- Miałeś
leżeć
w
łóżku,
naprawdę
chcesz
żeby
rany
się
otwarły?!
- Powoli
traciła
do
niego
cierpliwość.
Grupka
teatralna
przypatrywała
się
temu
wydarzeniu.
- Gdzie
mój
naszyjnik?!
- Zdziwiła
się
że
robił
aferę
o
zwykłą
biżuterię.
- Dlaczego
to
dla
niego
takie
ważne?
- Zapytała
cicho
Lucy.
- To
pamiątka
po
jego
tacie.
– Odpowiedziała
z
powagą
Erza
ze
smutkiem
patrząc
na
Dragneela.
Był
równocześnie
wściekły
i
zrozpaczony.
Nie
mógł
tego
zgubić!
Nie
mógł!
Chwycił
za
jej
białą
koszulkę
przyciągając
do
siebie.
- Gdzie
on
jest?!
No
gdzie?!
Co
żeś
z
nim
zrobiła?!
- Krzyczał
zdzierając
sobie
gardło.
Bolało
go
wszystko,
to
całe
naprężanie
mięśni,
nerwy
jakie
nim
targały,
krzyki,
ale
równocześnie
jego
cierpienie
było
ostatnim
co
przyszłoby
mu
do
głowy.
- Spokojnie!
- Również
wykrzyczała
patrząc
w
spanikowane
oczy
chłopaka
– Oddałam
temu
mężczyźnie
który
cię
tu
przywiózł,
na
wpół
żywego!
- Słysząc
to
puścił.
- Kim...kim
on
był?
- Starał
się
uspokoić,
wyrównać
oddech,
poukładać
wszystko
w
głowie.
- Nie
wiem, nie przedstawiał się.
- Jak
wyglądał?!
- Znów
zaczął
krzyczeć,
przez
tyle
czasu
był
opanowany,
chłodny,
ale
kiedy
wspomniano
o
TEJ
osobie...po
prostu
nie
potrafił
układać
swych
zszarganych
myśli.
- Wyglądał
na
trochę
starszego
od
ciebie,
miał
czerwone
włosy
do
ramion,
chociaż
możliwe
że
były
trochę
dłuższe.
Był
wysoki
i
trochę
bezczelny.
-Opowiedziała,
oczy
Natsu
rozszerzyły
się
dwukrotnie.
Cofnął
się
parę
kroków
w
tył,
a
jego
ręce
opadły
bezwładnie
wzdłuż
ciała.
- On
żyje...
- Wyszeptał
nie
wiedząc
czy
się
śmiać
czy
też
płakać.
- Ale
kto?
- Zapytała
martwiąc
się
że
Salamander
mówi
sam
do
siebie.
Nie
zważając
już
więcej
na
nikogo
wrócił
jak
najszybciej
do
sali
zabierając
swoje
ubrania.
W
pośpiechu
ubrał
buty,
lekko
potarganą
koszulę
i
kurtkę,
natychmiast
wybiegając
ze
szpitala.
- On
żyje,
jest
tutaj...wrócił.
- Powtarzał
sobie
pod
nosem,
na
zmianę
był
wesoły
i
zdenerwowany.
Może
i
nie
był
pewien
tego
faktu,
ale
wierzył
w
to,
chciał
mieć
chociaż
nadzieję.
- Ej,
ej,
ej
a
ty
gdzie?
- Zapytał
Loki
przytrzymując
chłopaka,
który
zupełnie
nie
wiedział
co
się
dzieje.
Dopiero
gdy
dostrzegł
że
chwyt
okularnika
go
powstrzymuje,
zaczął
się
szarpać.
- Puść
mnie!
Puść
mnie
słyszysz?!
- Krzyczał
i
wyrywał
się
jak
opętany,
miał
o
wiele
więcej
siły
niż
jego
„kolega”.
Kiedy
już
miał
wybiec,
poczuł
drobną
dłoń
opatulającą
jego
nadgarstek.
- Proszę,
wróć
do
sali.
Jeszcze
nie
wyzdrowiałeś,
może
ci
się
coś
stać.
– Nie
musiał
odwracać
głowy
aby
wiedzieć
że
ten
cichy
głos
należy
do
Lucy.
Może
i
była
osobą,
która
ratowała
go
od
upadku
ale
aktualnie
miał
to
gdzieś,
szarpnął
ręką
sprawiając
że
puściła
– Natsu...
- Zostaw
mnie.
– Wychrypiał
oschle
opuszczając
medyczny
budynek.
Jasne
światło
słońca,
oślepiło
jego
podrażniony
dotychczasową
ciemnością
wzrok.
Przymrużył
powieki
rozglądając
się
dookoła,
teraz
dopiero
do
niego
dotarło.
Gdzie
on
miał
biec?
Powolnym
krokiem
ruszył
przed
siebie.
Gdzie?
W
stronę
domu,
szkoły?
Nie.
W
pamiętne
miejsce,
gdzie
zawsze
chodził
ze
swoim
ojcem.
• • •
Po
próbie
wszyscy
rozeszli
się
w
swoje
strony.
Fullbuster
stał
jeszcze
chwilę
przed
wyjściem,
jednak
po
chwili
wrócił
się.
Wszedł
niepewnie
do
budynku
i
klucząc
dobrze
znanymi
sobie
korytarzami,
trafił
do
małej
izolatki.
Zapukał
i
otworzył
ją
niepewnie,
jednak
to
co
ujrzał
zaskoczyło
go.
Przy
pustym
łóżku
pielęgniarka
zmieniała
pościel
i
wyłączała
aparaturę.
- Przepraszam
bardzo,
ale
gdzie
znajdę
Shiori
Lockser?
– Zapytał,
przygotowując
się
na
najgorsze.
Dziewczyna
odwróciła
się,
obdarzając
chłopca
smutnym
uśmiechem.
- O,
Gray!
Shiori…Dziś
w
nocy
przeniesiono
ją
na
OIOM.
Jej
stan
drastycznie
się
pogarsza,
jest
w
głębokiej
śpiączce.
Fullbuster
spojrzał na nią przerażony.
- Czy…Czy
są jakiekolwiek szanse, że z tego wyjdzie?
- Tak,
są,
ale
bardzo
małe.
Musimy
przygotować
się
na
najgorsze.
Chłopak
kiwnął głową i niemrawo podziękował. Wyszedł z sali i
skierował się w stronę oddziału intensywnej opieki.
Zobaczył
je w pierwszej sali. Shiori leżała, blada niczym trup, podłączona
do przeróżnych aparatów, wydających piskliwe dźwięki. Juvia zaś
płacząc, trzymała ją za rękę. Patrząc na nie, zastanawiał
się, co powiedzieć, jak pocieszyć starszą z sióstr. Nie mógł
wyobrazić sobie, jak wielki ból musi odczuwać ta dziewczyna. W
końcu bez słowa odwrócił się i skierował w stronę wyjścia.
• • •
Do
grupy młodzieży podeszła owa pielęgniarka powiadamiając jedynie
o poważnym stanie chłopaka. Erza i Lucy słysząc to doznały
szoku, a szczególnie Heartfilia.
- Jego
rany nawet nie zaczęły się goić, również nie są dobrze zszyte,
więc w każdej chwili mogą się otworzyć pozbawiając go kolejnych
litrów krwi, której i tak ma mało. Powinien tu leżeć i
odpoczywać. Jednym cudem było to, że nie zapadł w śpiączkę,
drugim to że się obudził. Ale ja nie obiecuję trzeciego cudu –
mówiła smutno ściskając kartotekę w dłoniach.
Jeśli
Ayato go zrani...on.... Blondynka nawet nie chciała o tym myśleć.
Amande zwróciła wzrok w jej stronę, kładąc dłoń na drobnym i
roztrzęsionym strachem ramieniu.
- Jeśli
nie
chcesz
znów
płakać
przy
jego
łóżku,
trzymając
go
za
rękę
i
modląc
się
aby
otworzył
oczy,
sprowadź
swojego
chłopaka
z
powrotem
nim
zrobi
sobie
więcej
krzywdy.
Skinęła
jedynie delikatnie głową, w której kłębiły się same czarne i
smutne myśli. Musiała go tu znów sprowadzić, ta kobieta mówiła
prawdę - nie chciała znów go takiego widzieć, bezwładnego,
osłabionego, pozbawionego życia. Zacisnęła dłonie w pięści
wybiegając za przyjacielem, co prawda już dawno zniknął z zasięgu
wzroku, ale znajdzie go.
• • •
Juvia
siedziała
przy
jej
łóżku
już
chyba
cztery
godziny.
Nie
była
w
szkole
od
kilku
dni,
nocowała
w
szpitalu,
tutaj
też
jadała.
Od
łóżka
siostry
właściwie
nie
wstawała.
Już
nie
płakała.
Co
jakiś
czas
jej
ramionami
wzdrygał
szloch,
ale
nie
potrafiła
już
uronić
żadnej
łzy.
Nie
wiedziała,
że
kilka
sal
dalej,
leży
jej
szkolny
znajomy,
ale
nawet
gdyby
wiedziała,
pewnie
odwiedziłaby
go
raz
czy
dwa.
Nie
miała już siły. Nie wiedziała już, co ma robić. Spodziewała
się najgorszego, nawet była na to przygotowana. Jednak musiała
czekać, a to doprowadzało ją do szaleństwa. Przez świadomość,
że nie może nic zrobić, że jedynie może bezczynnie czekać,
nachodziły ją coraz gorsze myśli. Chciała, by ktoś był przy
niej, potrzebowała tego. By pocieszył ją, zapewnił ją, że
wszystko będzie dobrze, nawet jeśli oboje mieliby świadomość, że
to kłamstwo.
Ale
kto miałby to zrobić? Rodzice, którzy byli zbyt zapracowani?
Przyjaciółki, które o niczym nie wiedziały?
Jedyną
osobą, która mogłaby coś zrobić był Gray. Ale nie było go tu.
Nie przychodził już od kilku dni. Dlaczego? Czy coś mu się stało?
A może to ona powiedziała coś czego nie powinna? Albo uznał, że
nie chce mieć do czynienia ze starszą siostrą małoletniej
narkomanki?
Nie
wiedziała. Potrzebowała tylko kogoś, kto zapewniłby ją, że
wszystko będzie dobrze.
• • •
Siedział
na
grubej
gałęzi
drzewa
wpatrując
się
przez
rozłożystą,
zieloną
koronę
liści
w
błękitne
niebo
rozpościerające
się
na
cały
świat.
Śnieżnobiałe,
puszyste
chmury
powolnie
płynęły
po
podniebnym
oceanie.
Wyciągnął
obandażowaną
dłoń
w
górę,
zginając
ją
kilka
razy.
Dlaczego
był
taki
senny?
Powieki
powoli
zaczęły
zasłaniać
zielone
tęczówki,
a
ciemność
okryła
narząd
wzroku.
Nie
przeszkadzało
mu
to,
przestał
czuć
ból.
Teraz...było
przyjemnie.
„- Mamo,
gdzie jest tata? - zapytał mały chłopczyk ciągnąc za sukienkę
kobiety
- Nie
wiem synku, naprawdę nie wiem – z jej czarnych oczy płynęły łzy
nie mając swojego końca, wpatrywała się głucho w okno, jakby
czekała na czyjś powrót.
- Wróci?
- te słowa tak bardzo ją zabolały, co miała mu powiedzieć? Że
ojciec zostawił ich z dnia na dzień, nie pozostawiając wiadomości?
Porzucił ich zdanych jedynie na siebie. Chłopczyk przytulił
delikatnie rodzicielkę ukrywając płacz, ta odwzajemniła uścisk
głaskając dziecko po różowych, sterczących włosach. Nie chciała
wierzyć w ten koszmar.
- Przepraszam
skarbie. Przepraszam, że do tego dopuściłam – wyszeptała”
Otworzył
momentalnie
oczy
niespodziewanie
spadając
z
drzewa,
znów
sen
związany
z
jego
przeszłością,
ale
dlaczego?
Wstał
z
brudnej
gleby
otrzepując
ubrania,
po
chwili
słysząc
ciche
miauczenie.
Odwrócił
wzrok
w
tamtą
stronę
widząc
skulonego
przy
krzewach,
małego,
brudnego,
niebieskiego
kotka.
Podszedł
do
niego
spokojnym
krokiem,
kucając
naprzeciw.
Ostrożnie
wyciągnął
dłoń
ku
zwierzątku
głaskając
delikatnie
po
główce,
z
czym
szybko
się
oswoił.
- Jesteś
taki
jak
ja,
co
mały?
Zagubiony,
samotny,
słaby.
– Wyszeptał
patrząc
jak
łasi
się
do
jego
nogi,
niebieskie
futerko
było
posklejane
od
ziemi
i
brudu,
a
cała
postura
lekko
wychudzona.
Chwycił
kotka
na
ręce
wciąż
głaszcząc
po
główce,
przy
czym
ten
cichutko
mruczał.
- Chodź
nakarmimy cię i umyjemy – powiedział ruszając w stronę domu.
•
Otworzył
powoli drzwi wchodząc do środka domu, starał się być jak
najciszej byleby nie usłyszał go Ayato. Hana na sto procent była w
pracy, więc znów mógł dostać baty od ojczyma za nic. Nawet nie
zdjął butów, wbiegł na górę wchodząc do łazienki. Włożył
kotka do wanny puszczając delikatnie letnią wodę, po czym nalał
na dłoń trochę szamponu i delikatnie wmasowywał w futerko nowego
domownika. Dziwne, zawsze myślał że koty nie lubią wody, a temu
sprawiało to przyjemność. Krystaliczna ciecz spływała wraz z
brudem jaki nazbierał się na zwierzątku po dnie wanny, ale ten od
razu zaczął wyglądać ładniej. Na koniec opłukał go i zawinął
w puszysty ręcznik. Wydawał się taki szczęśliwy, jakby cały
czas się uśmiechał mówiąc „dziękuję”. Kiedy trochę
wyschnął Dragneel zabrał go do kuchni nalewając do miski mleka,
zaś na mały talerzyk nakładając szynki, które szybko zniknęły
ze swoich miejsc. Po paru minutach zobaczył kotka siedzącego przy
pustych naczyniach i wesoło się oblizującego. Znów przy nim
kucnął, delikatnie się uśmiechając.
- Cały
czas się uśmiechasz co? Masz w ogóle jakieś imię? Pewnie nie...
Próbował
coś
wymyślić,
ale
nigdy
nie
był
w
tym
wystarczająco
dobry.
Jak
mógł
dać
na
imię
kotu,
który
cały
czas
wydaje
się
szczęśliwy,
równocześnie
przyprawiając
o
radość
jego
samego.
Jednak
nie
był
w
tym
dobrym,
może
jak
kiedyś
przyjdzie
mu
coś
do
głowy
to
go
nazwie
odpowiednio.
Był
naprawdę
głodny,
przez
dobry
tydzień
żył
na
kroplówce.
Poszedł
szybko
do
pokoju,
zmieniając
potarganą
bluzkę
na
całą,
a
już
brudne
spodnie
na
dresowe,
natomiast
buty
rzucił
gdzieś
w
kąt.
Wrócił
do
poprzedniego
pomieszczenia
otwierając
lodówkę,
wszystko
wyglądało
na
to,
że
nikogo
nie
było
w
domu,
więc
był
w
pewnym
sensie
bezpieczny.
Zaczął
kroić
pomidora
w
celu
zrobienia
kanapki,
kiedy
na
blat
wskoczył
kotek
przybliżając
się
do
dłoni
Salamandra.
- Nie,
nie
kolego.
Z
dala
od
noża.
– Oznajmił
kładąc
warzywo
na
posmarowanych
kromkach
chleba.
Nalał
jeszcze
trochę
mleka
do
miski
zwierzątka,
a
sobie
do
szklanki
sok.
Kaszlnął
kilka
razy
biorąc
kanapki
ze
sobą
na
stolik,
po
czym
włączył
telewizor
na
przypadkowy
kanał.
Nagle
usłyszał ciche pukanie do drzwi, od niechcenia wstał zobaczyć kto
postanowił go odwiedzić. Ku swemu zdziwieniu przed nim stanęła
postać Heartfilii.
- Lucy?
- Zapytał
zdziwiony
jej
obecnością.
- Hej.
– Przywitała
się
cicho
czekając
aż
zaprosi
ją
do
środka.
– Mogę
wejść?
- Ta.
– Odparł
wracając
do
kuchni.
Dziewczyna
po
cichu
weszła
podążając
za
przyjacielem.
Musiała
go
jakoś
nakłonić
na
powrót
do
szpitala.
Usiedli
przy
stoliku,
a
między
nimi
zapanowała
niezręczna
cisza
przerywana
odgłosami
z
telewizora.
- Natsu
szukałam
cię...chciałam
prosić
żebyś...wrócił
do
szpitala.
– Wyszeptała
niepewnie.
Chłopak
natychmiast
odłożył
z
hukiem
szklankę
na
stół,
wstając
z
krzesła.
- Nie
potrzebuję
tego.
– Odpowiedział
swoim
chłodnym
i
oschłym
tonem.
Blondynka
słysząc
to
zacisnęła
usta
w
wąską
linię
zaciskając
dłonie
na
spódniczce.
Musiał
tam
wrócić,
chodziło
o
jego
zdrowie,
o
jego
życie,
podczas
gdy
on
zwyczajnie
to
ignorował.
- Ale...
- Zamknij
się.
– Zaniemówiła
– Jakim
prawem
rozkazujesz
mi
i
mówisz
co
mam
robić
jak
matka?
Nie
jesteś
nią,
ledwo
się
znamy,
więc....
- Miała
dość
tego
oziębłego
nastawienia.
Gwałtownie
wstała
podnosząc
rękę
z
zamiarem
uderzenia
go,
jednak
zrezygnowała.
Zacisnęła
tylko
dłoń
i
spuściła
wzrok.
- A
więc
to
tak?
(An
wkurzyła się
na Natsu
xD).
Tutaj
wielce
się
przyjaźnimy,
a
nie
chcesz
nawet
posłuchać
gdy
ktoś
się
o
ciebie
martwi?
Potem
robisz
z
siebie
ofiarę
i
rzucasz
się,
że
nie
masz
przyjaciół.
Tłumaczysz
się,
że
robisz
to
wszystko
dla
ich
dobra,
by
ich
chronić.
- Lucy
dała
upust
emocjom.
(A
An
swojej
wyobraźni
^^) Miała
dosyć
jego
oschłego
i
ciągłego
chamskiego
zachowania.
- Owszem,
przyjaciele
po
to
są,
by
się
nawzajem
chronić,
jednak
nie
jesteś
jakimś
superbohaterem,
by
brać
na
siebie
cały
ciężar.
Nie
istnieją
tacy
ludzie,
którzy
wytrzymują
coś
takiego.
Nikt
w
takiej
sytuacji
nie
wytrzyma
długo,
jeśli
nie
pomogą
mu
przyjaciele.
Każdy
z
nas
potrafi
sobie
poradzić
z
własnymi
problemami,
bo
wie,
że
zawsze
może
liczyć
na
pomoc.
Ale
ty,
ubzdurałeś
sobie,
że
sam
będziesz
ratował
wszystkich
swoim
kosztem.
Jednak
tak
nie
jest!
Postępując
w
taki
sposób
tylko
ich
ranisz.
I
nie
tylko
ich!
Czy
choć
raz
pomyślałeś
o
swojej
matce?
Niby
ją
chronisz,
a
samym
sposobem
odzywania
się,
łamiesz
jej
serce.
Czy
nie
możesz
raz
olać
tego
swojego
ego
i
zauważyć
potrzeby
innych?
Myślisz,
że
ona
tego
chciała?
Myślisz,
że
wyszła
za
Ayato
z
miłości?
Każdy,
nawet
ślepy
zauważy,
że
kochała
twojego
ojca,
a
to,
że
jest
teraz
z
innym,
zrobiła
tylko
dla
ciebie,
byś
nie
musiał
się
wychowywać
w
jakichś
slumsach
wśród
meneli
i
ćpunów.
Chciała
zapewnić
ci
dobre
życie,
żeby
niczego
ci
nie
brakowało,
martwi
się
o
ciebie.
A
ty
co?
Zamiast
raz
zastanowić
się
nad
tym
co
czuje
i
choć
jej
podziękować,
to
pyskujesz
i
zachowujesz
się
jak
dupek!
Myślisz,
że
ona
tego
chciała?
- Heartfilia
spuściła
wzrok
i
odwróciła
się
w
stronę
wyjścia
- Myślisz,
że
jak
zareagowałby
twój
ojciec
na
twoje
zachowanie?
- Po
tych
słowach
wyszła,
trzaskając
za
sobą
drzwiami.
Dragneel
stał
jak
wryty,
spuścił
ręce
wzdłuż
ciała
wpatrując
się
w
miejsce
gdzie
przed
chwilą
stała
blondynka.
Teraz
te
wszystkie
słowa
jakie
do
niego
powiedziała,
zaczynały
nabierać
sensu,
miała
po
prostu
rację.
To
wszystko
było
prawdą,
był
zwykłym
dupkiem.
Spojrzał
na
niebieskiego
kotka
pijącego
śnieżnobiałe
mleko,
podszedł
do
niego
biorąc
na
ręce.
- Słyszałeś
to?
- Zapytał
wciąż
zszokowany
takimi
wyznaniami.
– Po
raz
pierwszy
ktoś
powiedział
mi
prawdę.
– Dodał
ubierając
szybko
skaty
i
wychodząc
z
domu.
Podszedł
do
drzwi
przyjaciółki,
niepewnie
pukając.
Dziewczyna
otworzyła
po
to,
by
po
sekundzie
zatrzasnąć
mu
je
przed
nosem.
Jednak
wiedział,
że
wciąż
stoi
tam
po
drugiej
stronie
prosząc
aby
odszedł.
Opierała
się
o
drzwi
spoglądając
na
swoje
nogi,
nie
chciała
się
do
niego
odzywać.
Powiedziała
w
końcu
to
co
chciała,
powiedziała
mu
całą
prawdę.
Dobrze
zrobiła?
Nagle
usłyszała
jego
głęboki,
spokojny
głos,
brzmiał
tak...Kochała
ten
głos
- Masz
rację,
jestem
totalnym
dupkiem.
Rozumiem
twoją
złość,
nigdy
nie
pomyślałem
o
tym
w
ten
sposób.
Chciałem
cię
przeprosić
za
moje
zachowanie,
ale
taki
już
jestem,
zawsze
taki
byłem.
Wiedziałaś
na
co
się
godzisz
pierwszego
dnia,
podchodząc
do
mnie.
Ostrzegali
cię,
prawda?
Więc
czemu
ich
nie
posłuchałaś?
- Wypuścił
powoli
powietrze
z
ust
wpatrując
się
w
ciemnobrązowe
drewno.
– Mam
tylko
jedną
prośbę,
zaopiekuj
się
nim
na
pewien
czas.
– Uśmiechnął
się
delikatnie
kładąc
zwierzątko
w
małym
pudełku
przy
drzwiach
dziewczyny,
odszedł
kilka
kroków
by
na
powrót
się
odwrócić
i
powiedzieć
jeszcze
jedno.
– Jesteś
naprawdę
odważna,
nie
bałaś
się
powiedzieć
mi
czegoś
takiego
prosto
w
oczy.
Co
byś
zrobiła
gdybym
zareagował
inaczej
niż
teraz?
Po
tych słowach odszedł spokojnym krokiem w stronę szpitala, a po
jego głowie wciąż krążyły te słowa, dlaczego chciało mu się
z tego wszystkiego śmiać? No tak, był po prostu żałosny.
•
Wszedł
do budynku rozglądając się za znajomą twarzą. Nigdy nie lubił
tych białych ścian, odgłosów pikających maszyn, widoku chorych i
cierpiących ludzi.
- Zmieniłeś
zdanie?
- Usłyszał
głos
kobiety,
odwrócił
się
delikatnie
widząc
jej
zdenerwowaną
aczkolwiek
zadowoloną
twarz.
Nic
nie
odpowiadając
pozwolił
aby
zaprowadziła
go
do
sali
szpitalnej,
w
której
wcześniej
leżał.
- Tylko
tym
razem
się
nie
wygłupiaj
to
szybciej
wyzdrowiejesz...jutro
zszyjemy
ci
te
rany.
– Oznajmiła,
podłączając
chłopaka
do
odpowiedniego
sprzętu
i
zmieniając
ostatni
bandaż.
Wyszła
pozostawiając
go
samego
w
praktycznie
pustym
pomieszczeniu.
Spoglądał
przez
okno
na
zachodzące
słońce,
a
te
ostatnie
słowa
wciąż
nie
dawały
mu
spokoju.
- Co
ty
byś
powiedział
na
to
wszystko,
Igneel?
- Zapytał
sam
siebie
kładąc
się
na
białej
pościeli.
• • •
Erza
stała przed lustrem ubrana w biało-czarną sukienkę, sięgającą
do kolan. Pod piersiami była jeszcze obcisła, oblana czernią, zaś
reszta luźno puszczona białym materiałem. Szkarłatne włosy
pozostawiła rozpuszczone, przeczesując je ostatni raz. Nie mogła
pozbyć się uśmiechu towarzyszącemu dzisiejszemu wydarzeniu.
Pomalowała delikatnie usta błyszczykiem, wychodząc z łazienki. W
końcu rozległ się długo wyczekiwany dźwięk dzwonka, popędziła
do drzwi otwierając przybyłemu gościowi. Zarumieniła się
delikatnie widząc przed sobą niebieskowłosego chłopaka z ciepłym
uśmiechem na ustach.
- Gotowa?
- Zapytał
spokojnie.
- Tak.
– Odpowiedziała
zakładając
czarne
obcasy
i
wychodząc
na
swą
drugą
randkę
z
wymarzonym
chłopakiem.
Jedna
jej
część
nie
posiadała
się
z
radości,
zaś
druga
obawiała
się
ponownej
porażki.
• • •
Wróciła
ze szkoły i rzuciła plecak na łóżko. Hibikiego dziś w szkole
nie było, okazało się, że wyjechał gdzieś z ojcem i nie będzie
go przez następny tydzień. Było jej to nawet na rękę. Zamiast
unikać Hibikiego, Frieda i Laxusa, musiała tylko unikać Frieda i
Laxusa. Od razu życie staje się prostsze! Westchnęła ciężko,
siadając przy biurku. Odpaliła laptopa i czekając aż ten grat się
włączy, zaczęła schować resztę pudeł z plakatami i innymi
drobiazgami. Postanowiła zrobić remont w pokoju, a to seksowne
spojrzenie jednego z rysunków z Usuiem dużo jej nie pomagało. Gdy
w końcu pozbyła się wszystkich plakatów ze ścian, komputer
zasygnalizował, że może już skorzystać z jego usług.
Błyskawicznie wpisała dwudziestoliterowe hasło (domyślajcie się
xD) i zaczęła swą codzienną, jakże męczącą wyprawę po
„Internetach”. W oczekiwaniu na naładowanie się kilku ostatnich
odcinków „Naruto” i jeszcze innych anime, przeglądała serwisy
społecznościowe. Gdy uznała, że nie ma tam nic interesującego,
postanowiła sprawdzić pocztę. Włączyła jeden z tych popularnych
portali i bezwiednie przeleciała wzrokiem po pierwszej stronie,
czytając nagłówki różnych artykułów. Nagle zastygła z
kursorem wskazującym na nierzucający się w oczy tytuł.
Kliknęła
i zaczęła czytać:
„Dziś
w godzinach wieczornych znaleziono ciało dziewczyny. Była to
23-letnia Fukumi Misaki. Znaleziono ją w jej mieszkaniu, po tym, jak
jej kuzynka przychodząc do niej w odwiedziny, nie mogła dostać się
do mieszkania i zaniepokojona wezwała policję. Fukumi popełniła
samobójstwo, poprzez rozcięcie sobie żył. Dotychczasowe śledztwo
wykazało, iż dziewczyna po pracy dorabiała sobie jako prostytutka.
Niektórzy twierdzą, że nie popełniła ona samobójstwa, ale
została zamordowana. Jest to już szósta prostytutka w tym roku,
która zginęła poprzez samobójstwo. Czy faktycznie jest to seria
zabójstw, czy też tylko nieszczęśliwy wypadek?”
Alberona
przez chwilę trwała bez ruchu. Później kliknęła dodając nową
kartę w wyszukiwarce i zaczęła szukać informacji o reszcie
zabójstw. Nagle trafiła na kilka zdjęć. Przyglądała się im
dość długo, nie widząc żadnych cech wspólnych. Schyliła się i
z ostatniej szuflady pod biurkiem wyjęła ciemnoszarą teczkę. Nie
otwierała jej ani razu, ale to co się w niej znajdowało, już
dawno wyryło się w jej pamięci. Przyglądała się zdjęciom,
próbując powstrzymać się od jakichkolwiek wspomnień, gdy jej
wzrok zatrzymał się na małym, właściwie nieistotnym szczególe.
Znalazła
komórkę i nie zwracając uwagi na 58 sms’ów od Frieda i 7
połączeń nieodebranych od Laxusa, wybrała numer Dreyara. Obiecała
sobie tego nie robić przez najbliższy czas, ale jej problemy
kategorii miłosnej mogły zaczekać. Nawet musiały zaczekać.
- Halo
Cana?
Dzwoniłem
do
ciebie…
- Usłyszała
w
słuchawce
jego
głos.
Słychać
było
w
nim
zmartwienie
ale
i
jednocześnie
ulgę.
- Tak,
wiem, widziałam. Sorry, miałam wyciszony telefon. Laxus…Będę
potrzebowała twojej pomocy.
- Co
się dzieje?
- Znalazłam.
- Chodzi
o…
- Tak.
Sprawa ma się gorzej niż myślałam.
A: Nawet nie próbujcie
mi mówić, że mnie zabijecie! Mam całe życie przed sobą! Ale to
tyle. Koniec z tymi gimbusiarskimi dialogami, trzeba napisać raz a
pożądnie i poważnie.
N: Porządnie soię pisze
przez rz.
A: A „się” pisze się
bez o -.-
M: Miało nie być
gimbusiarskich dialogów. -.-'
N: Przepraszamy, że tak
długo, ale podczas ferii możecie się spodziewać z trzech
rozdziałów. Może nawet więcej.
A: *mierzy strasznym
wzrokiem Meredis* O tak! Więcej akcji! Więcej krwi! Więcej
pyskówek...!
M: Więcej sexu!
A: Mówiłaś coś?
*straszny wzrok*
S: Boże...
N: Oooo! *wyciąga taśmę
izolacyjną*
*CENZURA*
A: E...no...więc...
emm... nie nie będzie +18, przynajmniej nie w najbliższym
rozdziale. Chyba.
M: A z Usuiem, nie
chciałabyś? ^^
A: To inna sprawa >.<
Więc ja już kończę, Meredis, musimy poważnie porozmawiać!
M:
Yaay~! Ona
mnie ciagnie
w stronę
łóżka~♥
A: BAKA HENTAI MEREDIS,
TO KANAPA I NA PEWNO NIE TO JAK MYŚLISZ!
Jezu jak długo czekałam ale opłacało się <3
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu genialny czekam na więcej <333
O matko! Z ciekawości zajrzałam czy ktoś napisał coś nowego (bez nadziei szczerze powiedziawszy) a u was nowy rozdział! Już myślałam, że dałyście sobie spokój z tego bloga... robię przerwę na mafii i już biorę się za czytanie!!! :D
OdpowiedzUsuńO boże o boże o boże ja was zabiję tyle czekałam ,a wy mi kurde z takim zakończeniem wyskakujecie ? Pff i tak was kocham .
OdpowiedzUsuńBoże w końcu Happy ! I wgl Lucy ty masz iść do szpitala i wiesz co dalej gihi :D
Nie ważne chce tylko powiedzieć ,że JA CHCE WIĘCEJ !
I wgl was kocham i takie tam . No i wiecie .. nii no brak mi słów ten rozdział jest BOSKI !
PISZCIE W POCIE CZOŁA ! WIERZĘ W WAS ! <3 KOCHAM !!!!!!
Ekhem .. nie zważajcie na moją chorą główkę <3
Zacny rozdział :D Aż nie wiem od czego tu zacząć... Dzięki Bogu, że Natsu nie zastał w domu ojczyma! No i dowiedział się, kto zaniósł go do szpitala :>. Lucy nieźle mu nagadała :D No i Happy!!! On zawsze był kochany, ale tutaj to się normalnie rozpływałam :3
OdpowiedzUsuńŻal mi strasznie było Juvii...
No i rozmowa Natsu z Grayem też była bardzo ciekawa. Ja tu myślałam, że się pogodzą czy coś, a tu bach - nie ma tak dobrze xD
Początek z Caną nieźle mnie rozbawił, jednak potem... hoho, grubsza akcja się szykuje, jak z kryminału. A to Yasha bardzo lubi ^.^
No to ja teraz grzecznie wracam do pisania "mafii" a wam baaaardzo dziękuje za ten rozdział. Nie macie pojęcia jak mnie nim uszczęśliwiłyście!!! (w chwili obecnej nie mam wielu blogów o FT,które czytam z przyjemnością, jednak tego wciąż uwielbiam i chyba nigdy nie przestane :D)
Aaaa i mam taką propozycję/prośbę/sugestie - może byście miały gdzieś jakieś info o tym, ile mniejwięcej procent jest napisanego rozdziału? Wtedy tacy niecierpliwi i głodni dalszego ciągu czytelnicy jak ja mieli by jakiś pogląd na to, na kiedy mogą się spodziewać następnego rozdziału ^.^ Oczywiście nie chodzi mi o poganianie czy coś, żebyście tego źle nie odebrały :P Rozumiem, że pisanie wymaga wiele czasu i pracy.
UsuńW końcu!!!
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu trafiłam na tego bloga i się zakochałam.
Po prostu nie mogę już się doczekać kolejnego rozdziału!
Życzę wam coraz to więcej weny i pozdrawiam ^-^
~Nami~
Świetne, świetne i jeszcze raz świetne
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak Natsu zachowuje sie jak dupek, a Lucy mówi mu prawdę. Myślałam że będzie pocałunek, ale się przeliczyłam. Czekam na więcej
Papatki
Martysia♥
Ale jak to... NIE MA HENTAI? :o Nie, nie róbcie nam tego. W dodatku Natsu i Gray się skłócili... OK, wcześniej byli skłóceni, ale teraz skłócili się jeszcze bardziej. Szkoda mi Juvii, naprawdę. Stracić siostrę... Mam nadzieję, że to wydarzenie zbliży do siebie Juvię i Graya. Dobrze, że Lucy przemówiła temu debilowi do rozsądku -.-'. Po prostu aż mnie zmierziło, jak sobie wyszedł ze szpitala, pan i władca, cholera! I Cana, cóż to za hasło? xD Widzę, że jakaś sprawa się nam tu robi. Ciekawe, ciekawe.
OdpowiedzUsuńPISAĆ MI ROZDZIAŁA, AUTORECZKI.
Boże co za genialny rozdział ! *O* Jak mnie bardzo interesuję co się stanie dalej ! D: Najbardziej mnie interesuje śledztwo !!!!!!! Ja coś czuję, że chodzi o matkę Cany ! (Na pewno chodzi o jej matkę >.< XD, ale ten mój zapłon) Kiedy następny rozdział ? D: Proszę o szybką odpowiedź !
OdpowiedzUsuńWreszcie sie doczekalam~!
OdpowiedzUsuńJuz sie balam ze zapomnieliscie o tym blogu ;___;
Co to rozdzialu.
Natsu wreszcie zrozumial, ze takie zachiwanie do niczego nie prowadzi! Nienawidze chlopakow, ktorzy myslia ze sa jakimis superbohaterami i musza sami rozwiazac wszystkie problemy swiata -,-"
Lucy i dobrze mu tak! Piatka! Idealnie zrobilas ^w^
Grey, ty rowniez dostaniesz ochrzan! Juvia na ciebie czeka ~
Juvia nie zalamoj sie! ;___;
I czemu nie ma hentai? ( wcale nie jestem zboczona, nie wcale xDD)
Cana coz to za haslo? Ze ci sie chcialo takie wymyslac xdd moje najdluzsze to 6 literowe xdd
I coz to za sprawa sie kroi? Bedzie krew *.* ahh...
Czekam na wiecej.
I mam malo prosbe. Nie piszcie rozdzialow co 2 miesace (albo i dluzej) ;___; gdyz ja tu z niecierpliwosci umieram!
Mei ♥
No rozdział super i mam nadzieje ze nie będziemy tyle czekać na kolejny a co do Natsu może jest wulgarny i tak dalej ale jest jedna osoba którą słucha chyba każdy wie o kim mowie życzę weny i dużo czasu .
OdpowiedzUsuńRozpływam się na myśl o słodkim kotku, jestem ciekawa jak będzie się zachowywał względem Lucy. Bo raczej wytykać jej wagi nie bedzie xD
OdpowiedzUsuńKurczę, zaczęłam się martwić o Canę. Niby nie jest prostytutką, ale kto wie, kim jest i ile wie ten morderca.. bo w przypadek nie wierzę. Ale fakt że Laxus będzie jej bronić.. *^* Hehe, już to sobie wyobrażam: chodzenie z nią na występy, może jakiś wspólny taniec (^^ hoho), czatowanie przy drzwiach sypialni w nocy. Co się dzieje z moim umysłem? xD
Coraz większą Gruvię wyczuwam, ale czemu ten idiota do niej nie podszedł ;.;
Życzę kontenerów weny, buziam i pozdrawiam ;*
Świetny rozdział i nie mogłam się go doczekać. Do następnego
OdpowiedzUsuńBoski rozdział, nie mogę sie doczekać następnego. Czemu Gray nie poszedł do niej biedna Juvia (i znowu ryczę). Chociaż to mój pierwszy koment to blog obserwuję od dawna . no nic weny i jeszcze raz weny ;)
OdpowiedzUsuńdobry rozdział. czemu tak rzadko dodajecie kolejne? :<
OdpowiedzUsuńBiedna Juvia! Niech Shiori wyzdrowieje, bo nam tu Locksar marnieje! I Natsu! Już myślałam, że spotka Igneela. Ale mu Lucynka wygarnęła! Niech się chłopak kuruje! No bo kto będzie kamerdynerem jak on zdrowieć nie chciał!
OdpowiedzUsuńŚlę zatem wenę pocztą polską, niech się u mnie nie marnuje. :P
Ps. komentarz wyżej musiałam usunąć bo pisałam brednie i od rzeczy. :)
Mam rewelacyjne tempo, jeśli chodzi o komentowanie rozdziałów. Chciałam Was kochane przeprosić, a jednocześnie pogratulować znakomitego rozdziału. Bardzo mnie wciągnął i nawet nie wiem kiedy się skończył.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że było parę momentów, kiedy najchętniej przywaliłabym chłopakowi, ale zważając na jego stan, nie dodałabym kolejnych siniaków. Głupek, lekkomyślny i idiota! Jak można tak o sobie nie myśleć i po mimo bólu i cierpienia biegać w tą i z powrotem. Zranił Lucynę, tę, która się najbardziej o niego martwiła. Bardzo dobrze, że mu przygadała! Wreszcie się chłopak opamiętał. No i Salamander znalazł Happy'ego <33 Jejku, sama chcę takiego kota! Szkoda mi Juvii ... ciekawi mnie, czy jej siostra z tego wyjdzie. No i Cana wpadła na coć i nie wiem na co i nie mogę się doczekać.
Rozdział jak zwykle rewelacyjny.
Weny :*